Mam kilka slabosci. Pierwsza z nich: do dobrych ksiazek i ciekawej muzyki. Niezliczone liczby ksiazek, plyt, albumow wypelniaja moj niewielki dom. Juz od dawna brakuje mi miejsca na polkach dlatego nowosci wydawnicze, gazety i plyty pietrza sie na podlogach, parapetach i co jakis czas ktos je zestawia, przesuwa, wedruja do innego pokoju...
Druga moja slabosc to gromadzenie rzeczy unikatowych, w tym miseczek, talerzy, widelcow, sciereczek, obrusow, tac, garnkow, forem i kilkudziesiecielotnich wag. I rowniez tutaj zdarza mi sie narzekac na brak miejsca.
I trzecia: nocne eksperymenty kulinarne.
Zdarza mi sie upiec chleb, ciasto zanim nastanie wieczor. I coraz czesciej pieke buleczki z moja prawie czteroletnia Marysia. Mimo to noca piecze sie inaczej. Przy akompaniamencie ciszy albo moich najnowszych odkryc muzycznych, moglabym nocna pora piec na akord. A co tam, gdyby tylko dzieci nie budzily mnie o szostej rano, wyrabialabym i chleby, i bulki do samego switu.
Potrafie tez z czystym sumieniem, trzymac sie przepisu z dokladnoscia co do grama. Zwykle jednak bywa tak ze dodaje cos od siebie. Pewnie dlatego ze lubie poszukiwac, laczyc, bawic sie kulinarnie, siegac po nowe smaki...
Tak bylo tez z tymi bulkami. Przepis na nie powstal na podstawie receptury na chleb z sezamem. Chleb pieczony na miodzie. Tego chleba nie upieklam. Natomiast pojawily sie u nas wielokrotnie bulki na miodzie, a kiedy juz tego zabraklo, na syropie klonowym. Wode, wymieniona przez autorke przepisu, Sara Lewis, zastapilam mlekiem. Dodalam od siebie wiecej masla. Te buleczki sa bardzo dobre, idealne na sniadanie. Ulubione bulki moich corek.
Bulki z kielkami pszenicy, otrebami i sezamem
wg przepisu S.Lewis na chleb z kielkami pszenicy na miodzie ( Wheat germs honey bread, The Bread Book, 2003)
skladniki na okolo 12 buleczek:
475 g maki pszennej typ 450
50 g kielkow pszenicy i otrebow ( pol na pol albo same kielki)
1 lyzeczka soli
1 1/2 lyzeczki cukru
35 g niesolonego masla
12 g swiezych drozdzy
3 lyzki miodu ew. syropu klonowego
400-420 ml letniego mleka
1 duze zoltko, roztrzepane ( do posmarowania buleczek przed pieczeniem)
2-3 lyzki sezamu
Ze swiezych drozdzy przygotowujemy rozczyn: drodze kruszymy nad miseczka/kubkiem, zasypujemy 1 1/2 lyzeczki cukru, zalewamy 60 ml letniego mleka i mieszamy, wsypujac jednoczesnie okolo 50 g maki. Powinnismy otrzymac rozczyn o konsystencji gestej smietany. Przykrywamy kubek reczniczkiem i odstawiamy do napuszenia na okolo 10-15 minut w cieple, nieprzewiewne miejsce.
Jak tylko rozczyn urosnie nam, laczymy go z mlekiem, miodem i powoli dosypujemy maki z sola, kielki, otreby, przez caly czas wyrabiajac ciasto. Na samym koncu dodajemy maslo i ciasto wyrabiamy az bedzie gladkie i elastyczne. Ja wyrabialam recznie, lacznie okolo 6 minut. I postepujemy jak ponizej jest napisane: formujemy kule z ciasta etc. ( patrz nizej)
Z drozdzami instant laczymy pozostale skladniki, co wazne: make dosypujemy bardzo powoli, przez caly czas wyrabiajac ciasto. Na koncu dodajemy maslo. I nadal wyrabiamy, okolo 5-6 minut lacznie.
Formujemy kule z ciasta i wkladamy ja do lekko natluszczonej miski/ naczynia. Nakrywamy sciereczka i odstawiamy w cieple, nieprzewiewne miejsce na okolo 40 minut do godziny az ciasto podwoi swa objetosc.
Nastepnie bardzo lekko oproszamy maka stolnice. Wbijamy w wyrosniete ciasto piesc, wykladamy na stolnice i dzielimy na rowne kawalki, okolo 12-15 sztuk. Mozna oproszyc rece maka aby sobie to ulatwic, ale nie powinnismy dodawac do ciasta wiecej maki.
Formujemy bulki, wykladamy je na blache ( natluszczona i wysypana maka albo wylozona papierem do pieczenia), zostawiamy pomiedzy buleczki odstepy na okolo 3 cm. Roztrzepanym zoltkiem smarujemy kazda buleczke. Po tym posypujemy lekko sezamem. Nagrzewamy piekarnik do 190 stopni. Bulki odstawiamy do napuszenia na okolo 25- 30 minut. Pieczemy je w podanej temp. okolo 14 minut albo do momentu az nabiora brazowego koloru. Buleczki sa najlepsze w dniu pieczenia chociaz na nastepny dzien ja robie z nich tosty i sa rowniez bardzo smaczne.
piękne... Strasznie dawno nie piekłam bułeczek
OdpowiedzUsuńMamy ten sam problem z brakiem miejsc na kochane rzeczy:) ja bułek nigdy nie pieklam choć marzą mi się na śniadanie takie cieplutkie z dzemem. Będę musiała się zabrać do roboty.
OdpowiedzUsuńSwietne buleczki!
OdpowiedzUsuńA z brakiem miejsca mam podobnie. Musze chyba zainwestowac w duuuuuzy kufer na slicznosci. Albo zmienic mieszkanie na wieksze :)
Zdrowe bułeczki,piękne i smaczne. A do tego urzekające ,wspaniałe zdjęcia.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Wspaniałe te bułeczki, wcale się nie dziwię, że córeczki je uwielbiają :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńCiągłe podziwiam te cuda u Ciebie na zdjęciach i napatrzyć się nie mogę za każdym razem:))
OdpowiedzUsuńMamy chyba podobne słabości, tylko, że ja jeszcze jestem początkującą kolekcjonerką jeżeli chodzi o książki i ciekawe rzeczy do kuchni ;)
OdpowiedzUsuńŚliczne bułeczki, na śniadanie bym się pokusiła;)
Ja również mogłabym piec do późna. Bułeczki piękne, idealne na leniwe śniadanie. :)
UsuńChyba w końcu coś upiekę :D
OdpowiedzUsuńteż uwielbiam robić
OdpowiedzUsuńpieczywo wieczorami albo nocą, nastepnego dnia rozkoszuję się myślą jaka to ja nie byłam genialna wczoraj i że tez mi się chciało. Bułeczki wyglądają rozkosznie