Kiedys w klasie maturalnej kolega pozyczyl mi ksiazke. Pamietam do dzis te szara, monotonna okladke, na ktorej jedyne co widnialo to tytul i nazwisko autora. Wilk Stepowy Hermann Hesse. Kolega ow, tak wtracajac, byl raczej osoba malomowna i skryta, stronil od ludzi, i naprawde chodzil wlasnymi sciezkami. Zadziwiajaco pozniej nigdy go juz wiecej nie spotkalam.
Historie czlowieka o imieniu Harry przeczytalam w jeden wieczor. A pozniej tylko do niej wracalam. Harry to mezczyzna, ktorego zagmatwana i niezwykle wrazliwa osobowosc uniemozliwia mu radosc z rzeczy codziennych. Przyznaje, ze pamietam swa osobista fascynacje Harrym, ktory ma ''tysiace dusz'' i jest gleboko nieszczesliwym, rozbitym i samotnym czlowiekiem. Wracalam do tej lektury, w ktorej on kiedys kochal, ale miloscia nieszczesliwa i tak zycie mijalo mu na rozmyslaniach nad zyciem i poszukiwaniu siebie samego. Staralam sie szukac odpowiedzi na to co tak naprawde staral sie przekazac Hesse. Czy samotnym wilkiem stepowym byl tylko Harry? Na ile mozliwe jest ze kazdy z nas nosi wilka stepowego? Jak pozbierac sie w chwili, kiedy dopadaja nas najciezsze doswiadczenia?
Wiem, ze sa pytania, na ktore nie ma odpowiedzi prostych. Sa tez odpowiedzi, ktore prowadza do dalszych pytan. Przez zycie trzeba isc swiadomie, ale czasem samo myslenie nie zmienia nic. Harry nie byl szczesliwy, nie umial sie odnalezc, gardzil tym, co otaczalo go na co dzien. Mysli glebokie sa zupelnie naturalne i powinny uderzac w nas zwlaszcza w chwilach, kiedy potrzeba po prostu cos zmienic, albo poukladac, bo byc moze zostalo zburzone. Byc moze prawda jest ze kazdy czlowiek nosi w sobie zalazek wilka stepowego - zblakanego zwierzecia, niepotrafiacego odnalezc sie w terazniejszosci...
***
Jakis czas temu natchnelo mnie cos, aby zaznajomic sie glebiej z kultura kulinarna Hiszpanii. Nie powiem, ze przez przypadek, bo jeszcze pol roku temu na mojej liscie miejsc do zwiedzenia, Barcelona widnialaby pod numerem 1. I tak moje poszukiwania miedzy malowniczymi zdjeciami miast hiszpanskich a smakowitymi ujeciami paelli i innych dan, naprowadzily mnie na te bulki drozdzowe znane w Hiszpanii jako bambas. Pewnie wiekszosc z Was wie jak bardzo lubie ciasta drozdzowe- praca z nim, czy to w formie slodkiej, czy wytrawnej, to dla mnie wielka przyjemnosc.
Zatem jak tylko w rece wpadl mi przepis, wzielam sie za pieczenie. Zrobilam, zasmakowalam, upieklam jeszcze raz, tym razem modyfikujac recepture. Bulki warte polecenia zwlaszcza jezeli lubicie polaczenie miekkiego ciasta drozdzowego z smietanka i czekolada.
Bambas, bułki hiszpańskie
składniki na 10-12 niewielkich bułeczek
na rozczyn:
2 łyżki cukru
80 ml wody
na ciasto właściwe:
160 ml mleka ciepłego
łyżeczka ekstraktu
waniliowego lub pasty
4 żółtka
na nadzienie:
300 ml słodkiej śmietanki
kremowej
2 łyżki cukru pudru
na polewę czekoladową:
50 ml śmietanki
kremowej
pistacje i orzechy
włoskie posiekane, do posypania
dodatkowo:
rozkłócone jajko
bułki piec 15 minut
wcześniej posmarować
rozkłóconym jajkiem
Drożdże świeże
kruszymy nad miseczką średniej wielkości, zasypujemy cukrem i odstawiamy na
około 10 minut aż się zaczną pienić. Do spienionych drożdży wsypujemy mąkę,
wlewamy wodę i mieszamy łyżką aż uzyskamy rozczyn o konsystencji gęstej kwaśnej
śmietany. Nakrywamy czystą szmatką i odstawiamy do wyrośnięcia w ciepłe i
nieprzewiewne miejsce na około kwadrans. Po tym czasie rozczyn powinien zacząć
pracować.
Do misy miksera dodajemy cały rozczyn, żółtka, wlewamy mleko i wsypujemy około100 g mąki. Miksujemy na
początku na wolnym obrotach. Jak tylko składniki się połączą, zwiększamy obroty
i miksujemy przez 2 minuty. Wsypujemy powoli cukier, resztę mąki i wyrabiamy
ciasto aż będzie gładkie, elastyczne i miękkie, około 6 minut mikserem a około
10 minut- ręką. Pod koniec wyrabiania dodajemy masło i nadal wyrabiamy ciasto
do całkowitego połączenia. Ciasto formujemy w kulę, wkładamy do misy lekko
natłuszczonej. Tę nakrywamy czystą i suchą szmatką i odstawiamy ciasto do
wyrastania na 45-60 minut. Jak tylko podwoi objętość wykładamy je na stolnicę
podsypaną niewielką ilością mąki. Wbijamy w
nie pięść, rozciągamy, składamy, rozwałkowujemy a następnie dzielimy na
10-12 równych części.
Z każdej części formujemy bułkę. Wykładamy bułki na blaszkę, zostawiając odstępy około 2-3 cm .
Smarujemy rozkłóconym jajkiem i zostawiamy do napuszenia na 25 minut. Pieczemy
bułki na środkowym poziomie piekarnika nagrzanego do 190 stopni przez około
15-18 minut aż nabiorą złotobrązowego koloru. Studzimy i po przestudzeniu
przekrawamy na pół.
Do czystej misy miksera wlewamy słodką śmietankę. Ubijamy na sztywno, dodając w międzyczasie cukier. Czekoladę połamaną w kosteczkę łaczymy ze śmietanką i rozpuszczamy w kąpieli wodnej.
Do misy miksera dodajemy cały rozczyn, żółtka, wlewamy mleko i wsypujemy około
Z każdej części formujemy bułkę. Wykładamy bułki na blaszkę, zostawiając odstępy około 2-
Do czystej misy miksera wlewamy słodką śmietankę. Ubijamy na sztywno, dodając w międzyczasie cukier. Czekoladę połamaną w kosteczkę łaczymy ze śmietanką i rozpuszczamy w kąpieli wodnej.
Na każdą dolną
połówkę bułki nakładamy odrobinę masy śmietanową i nakrywamy drugą połówką.
Dekorujemy z wierzchu gestą polewą czekoladową i posypujemy posiekanymi
pistacjami.
Bułeczki wyglądają przepięknie, jadłabym tu i teraz!
OdpowiedzUsuńA co do "Wilka stepowego", ja też mam w domu mały szary tomik, z rozpadającą się okładką. Dostałam go kiedyś od mojego polonisty z liceum, kiedy ten organizował "wietrzenie" swoich półek z książkami przed przeprowadzką. Nigdy jednak po nią nie sięgnęłam, widać czas najwyższy. ;)
Przeczytaj koniecznie, to juz klasyka. Pozdrawiam :)
UsuńNie czytałam, ale już dopisałam do listy :)
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że ja mam w sobie taki zalążek. Ale staram się, żeby się nie rozwijał - nic by to dobrego nie przyniosło...
Bułeczki wyglądają pysznie :)
bułki zachęcają bardzo!
OdpowiedzUsuńzaraz poszukam "Wilka stepowego" w bibliotece :)